Jak mierzyć wartość wiedzy


Edukacja, wykształcenie, wiedza czy umiejętności - od zawsze wpajano nam, że stanowią wartości nieodzownie łączące się z późniejszym sukcesem. Ciężko się nie zgodzić, ale wymaga to pewnego rodzaju doprecyzowania.
Czym jest sukces?
Tu odpowiedzi będą się różnić i zależeć od prywatnych poglądów, wychowania, środowiska w jakim się obracamy a także wielu innych, równie ważnych czynników. Bo przecież dla jednego sukces to głównie sukces zawodowy i spełnianie się na tym polu. Podejrzewam też, że dla tych, którzy udzieliliby takiej odpowiedzi w pierwszej kolejności kwestia pieniędzy również stoi wysoko w priorytetach. Więc co?

Wiedza=sukces=kariera?

Tak. Bardzo często. Ale czy dla Ciebie?

Gdyby postarać się odpowiedzieć na to pytanie, tylko tak zupełnie szczerze, we własnym zakresie, prawdopodobnie po chwili w Twojej głowie pojawiłyby się pewne myśli - te tak często dziś występujące "rozkminy".

Co jest w życiu najważniejsze?
Wcale nie chce gonić za pieniędzmi, chce się rozwijać.
Będę podejmować tylko takie decyzje, które doprowadzą do tego, że będę szczęśliwy/-a. 
itd...

Brawo, pamiętasz co Ci się powtarza na każdym kroku. Twój mózg już pewnie automatycznie podświetla te sentencje i przy każdej możliwej okazji, podsuwa Ci je w pierwszej kolejności, a ty prawdopodobnie jesteś przekonany, że rzeczywiście w to wierzysz, ba, nawet stosujesz i wprowadzasz w życie!

Pauza. Czy aby na pewno?

I tu jest istota problemu. Wszyscy o tym wiemy, ale mało kto to prawdziwie rozumie, a jeszcze mniej osób, które stanowią niewielki odsetek tej grupy, rzeczywiście żyją w zgodzie z tymi zasadami. Osobiście się nie dziwię. Dlaczego? Bo jest to cholernie trudne!

Na każdym kroku jesteśmy poddawani presji społeczeństwa, już od najmłodszych lat musimy wiedzieć w jakim kierunku chcemy się kształcić, jak wyglądać i jak żyć. Jesteśmy szufladkowani i segregowani po skali ocen w szkole (gdyby one rzeczywiście były wyznacznikiem wiedzy, pół biedy), rozmiarem ubrań, zainteresowaniami.
Nie rozumiesz matematyki? Królowej nauk? Nie masz przyszłości, pewnie wylądujesz w sieciówce sprzedającej szybkie jedzenie.
Nie masz talentu do szybkiego przyswajania języków? Nie masz szans na kwitnącą karierę.
Nie lubisz sportu? Jak to? Przecież żeby osiągnąć w życiu sukces, musisz wyglądać przynajmniej jak atleta lub model, pędzać godziny na siłowni czy bieżni.
Lubisz zbierać muszelki? To nie jest prawdziwe hobby, programowanie, to jest to! Pomyśl jak to będzie wyglądać w CV.

I tak bez końca.

Na koniec dnia, nie ma w nas różnorodności - stanowimy masę, pokolenie. Wyprane z tożsamości.

Konsekwencje się różne, bo jedni w tym wyścigu szczurów czują się jak ryby w wodzie. Radzą sobie zawsze i wszędzie, osiągają sukcesy, mają pozornie idealne życia. Mało tego, bezprecedensowo afiszują się tym co osiągnęli i cieszą się ze swojej pozornej wyższości. Pożytkują swoją wiedzę i umiejętności w sposób kompletnie niewłaściwy, nieustannie porównując się z innymi, pragnąć być zawsze lepsi.

Jasne, można dogadać cioci Jasi na świętach, wyskakując z jakimś super skomplikowanym i niezrozumiałym pojęciem i ciesząc się z chwili niezręcznej ciszy, powtarzać sobie w duchu: "Plebs".

Ale po co? Co na tym zyskujesz?

A powiem Ci co. Twoja siedząca obok kuzynka, zaczyna się martwić o własną przyszłość, bo nie pasuje do twojego schematu ideału. Wpada w błędne koło stresu, zamartwiania się i próbowania tego wszystkiego co wydaje jej się, że w dzisiejszych czasach powinna umieć, nie mając nawet najmniejszej przyjemności z próbowania. Wszystko robi na siłę. Bo musi, bo inaczej się nie da.

A ty i tak w nocy jesteś smutny, zasypiasz z wymuszoną myślą, że jesteś z siebie dumny, ale nie daje Ci to całkowitego spełnienia, ciągle czegoś Ci brakuje. Tylko cholera, czego?

Jaką wartość ma wiedza i umiejętności?
Oczywiście dla każdego jest to coś innego. A wiesz czym chcę żeby były dla mnie?

Szczęściem.

Tak, chce się rozwijać. Tak, chcę doświadczać, chcę żyć w zgodzie w sobą, osiągnąć sukces. Ale chcę więcej - chcę się tym wszystkim cieszyć, mieć z tego przyjemność, móc się tym dzielić z najbliższymi. Wiedza musi Cię wzbogacać, kształtować, sprawiać, że jesteś unikatowy.

Być może odbierzecie to jak kolejny oklepany frazes, ale po pierwsze to jest prawda, po drugie, pomimo tego, że jesteśmy bombardowani tymi hasłami, mam wrażenie, że jednym uchem nam wpadają, drugim wypadają. Staramy się przekonać samych siebie, że będziemy indywidualistami i będziemy słuchać głosu serca, a tak na prawdę nie słuchamy nawet rozumu - tylko mimowolnie dopasowujemy się do szablonu dzisiejszego "człowieka sukcesu". Brak nam odwagi, by coś zmienić i przeciwstawić się koncepcjom uważanym powszechnie za właściwe.

Nie musi tak być. Nie martw się, że nie wiesz, co chcesz w życiu robić. Nie martw się, że nie pasujesz do schematu. Nigdy nie myśl o sobie jak o odludku bez talentu, bo po prostu go w sobie jeszcze nie odkryłeś/-aś lub nawet nie wiesz jak się nazywa. Bo skąd masz wiedzieć, skoro dziś zwraca się uwagę tylko na wybrane cechy, pokazuje maskę i sztuczność. Nie daj się zwieść, to nie jest realne życie.

Zwróć uwagę na osoby, które wybiły się ze schematu i faktycznie są szczęśliwe. Nie zazdrość sukcesu, pieniędzy, wiedzy czy wyglądu. Postaraj się docenić szczęście. Zauważ je, złap i przytul do serca.

Próbuj, odkrywaj siebie i podejmuj decyzje. Kiedy obierzesz właściwą drogę, będziesz to czuć. Gwarantuję.









Twój dzień to ciąg decyzji


Dość oczywiste, prawda?

Jasne, to nic odkrywczego. Każdego dnia podejmujemy ich dziesiątki, może nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Czasem są to decyzje proste i instynktowne, czasami rewolucjonizujące całe nasze dotychczasowe życie. Czasem decyzja to coś wielkiego, jak na przykład wyjazd na wolontariat do Indii.

Czasem po prostu owsianka na śniadanie.

No po prostu decydujemy.

W dzisiejszych czasach na każdym kroku jesteśmy bombardowani motywacyjnymi hasłami i przekonywani, że wszystko zależy od nas i decyzji, które podejmujemy. Ciężko się z tym nie zgodzić, ale gdyby zastanowić się nad tym dłużej, można dojść do wniosku, że jest to wyrażenie bardzo ogólne. To co robimy, jak wyglądamy, z kim spędzamy czas, gdzie pracujemy, co jemy... wszystko zależy od tego, na co się zdecydowaliśmy. Porównujemy korzyści i wybieramy opcję dającą nam ich najwięcej lub ewentualnie minimalizującą szkody. Przynajmniej wydaje mi się, że tak powinno być. Jak dobrze wiemy, wcale tak nie jest, i to chyba aż za często. Mamy piękne niedzielne popołudnie, ku mojemu zadowoleniu za oknem pada śnieg, a kawa, którą dziś wypiłam była nawet lepsza niż wczorajsza. A może po prostu dziś potrzebowałam jej bardziej? A ty? Jak twoja kawa? Jak tam twoje zobowiązania? Szukasz odskoczni od obowiązków z pracy czy uczelni, chociaż właściwie jest niedziela i powinniśmy odpoczywać? Czy odpoczywasz z "konieczności", bo głowa jest zdecydowanie za ciężka. Jest niedziela, pewnie część z Was odczuwa dziś mniej lub bardziej boleśnie decyzję co do ilości wypitych wczoraj drinków.

Tak będąc szczerą, tęsknię za niedzielami, kiedy to tata gotował, ja najwyżej musiałam zmyć talerze. Dziś gotuję ja i to nie tylko dla siebie. Tak zdecydowałam i cieszę się z tego każdego dnia.
Muszę się zgodzić jednak z jednym - zawsze jest alternatywa. Może mniej korzystna, może trudna do zrealizowania, ale jest. Bo można było powiedzieć "nie" na ten ostatni kieliszek wina, prawda? Mogłam wybrać studia bliżej domu i jeść specjały kulinarne co tydzień. Mogłam. Tak samo można było wybrać inny kierunek studiów i mieć więcej czasu na przyjemności. Można było nie brać dodatkowej pracy, nie jeść tyle słodyczy. Zawsze można. Nie wyznaję "sytuacji bez wyjścia", bo wyjście jest zawsze, chociaż nie zawsze nam się podoba. Wiąże się z dodatkowym zaangażowaniem i wysiłkiem.Często stanowi wyzwanie, których wiele ludzi się boi i unika jak ognia.
Ale (chyba) nie ja.
Więc stąd decyzja o pisaniu. Po prostu sprawia mi to przyjemność, ale stwierdziłam, że nie ma co rzucać się na głęboką wodę. Można zacząć od brodzika.

Często mam wrażenie, że marnuję czas. Też tak macie? Akurat mam to (nie)szczęście, że jestem osobą, która jest spełniona, kiedy pracy ma aż nadto. Czy to już definicyjny pracoholizm? Być może, ale chyba nie chce iść na wojnę z samą sobą. Skoro tak czuję, to prawdopodobnie najlepiej by było po prostu sobie zaufać.

W ciągu ostatnich miesięcy często słyszę, żeby nie bać się decyzji, a w szczególności tych dużych. Bo studia, to czas, kiedy konsekwencje złych wyborów są mniejsze. Nie do końca jestem pewna czy to prawda. Firmy nie założę, ale bloga mogę.
Dziś chcę mieć odwagę, żeby zacząć.
A ty? O czym dziś zadecydujesz?